Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą była pewna formalność do załatwienia. Jadzia znajdowała się na pensji panny Śniadowicz, jego dalekiej kuzynki, „ciotki“ jak ją nazywał. Ztąd właśnie pochodziła znajomość. Faktycznie panna Śniadowicz była od dwóch lat jej opiekunką. Choć pewnie nie istniała żadna władza, przyzwoitość nakazywała wtajemniczyć poczciwą przełożoną w ich plany, prosić ją o rękę dziewczęcia...
Dziś przed kilku godzinami udał się właśnie na Kruczą do swej ciotki. Chciał jej powiedzieć o wszystkiem i prosić o matkowanie narzeczonej, którą kochał nad życie. Był pewny najlepszego przyjęcia. Znał przecież macierzyńską dobroć panny Śniadowicz i jej życzliwość dla Jadzi. To też z uśmiechem na ustach wchodził na schody, prowadzące na pensją...
Adwokat teraz dopiero spostrzegł ceremonjalny strój przyjaciela.
Ludek ciągnął swe opowiadanie.
To co zastał na pensyi, zdziwiło go niezmiernie. Biegano, słychać było szepty, biegały przez przedpokój pensjonarki i służące. Zaszło coś niezwykłego!
Z dalszych pokojów dobiegały głośne dźwięki gniewnego głosu przełożonej...
Korzystając z prawa wstępu do gabinetu panny Śniadowicz, które posiadał jako jej ulubieniec, Ludek posunął się naprzód. Drzwi od gabinetu były otwarte.
W pokoju rozgrywała się dramatyczna scena.
Pośród grona nauczycielek i starszych wychowanie stała przełożona. Ludkowi się zdawało z początku, z