Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie głupi chłop z tego „Sępa“!... Jego pomysł coś wart. Djabła zje najmądrzejszy prokurator, jeśli zrozumie co z tego bez kluczów...
Uderzył ręką po foremkach tekturowych.
Robota, nader żmudna, została ukończoną dopiero około trzeciej. Pan Onufry spalił teraz do szczętu bruljon, raz jeszcze przeczytał z uśmiechem dwa arkusiki listowego papieru, a następnie włożył je do koperty, którą zaadresował w ten sam sposób jak wysłany przez Robaka telegram. List zaniósł do skrzynki pocztowej na Podwalu sam.
Następnie wrócił do domu.
Czekał teraz na Robaka. Położył się na sofce i, wesoło pogwizdując, wyrzucał do sufitu kłęby dymu tytuniowego. Robak ukazał się dopiero około siódmej. Pierwszem jego słowem było:
— Oto odpowiedź.
Wyciągnął do p. Onufrego błękitny papier telegramu.
Były komornik był już na nogach. Pochłaniał oczyma telegram, którego brzmienie było następujące:
„Mieć towar w rozporządzeniu. Należność będzie zapłacona. W tej chwili wysyłam list.“
— Dobrze! — rzekł pan Onufry po paru minutach milczenia.
Po chwili dorzucił:
— Dziś już nie pojedziesz. Zapóźno...
Robak spojrzał na zegar.
— Dla czego? O dziewiątej odchodzi kurjer wiedeński. Jestem gotów... Mogę siadać w dryndę i jechać.
— Tak... ale przedtem trzeba pogadać...