Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z nieboszczykiem miałem bardzo mało stosunków. Nie lubiliśmy się zbytecznie. On należał do innego świata, ja do innego...
— A...
— O zabójstwie dowiedziałem się dopiero trzy czy cztery dni temu.
— Czy podobna?
— Tak jest... Najpierw, mieszkam od paru miesięcy na wsi w okolicach Piaseczna. Ale to rzecz mniejsza. Na dwa lub trzy dni... tak w przybliżeniu obliczam... przed spełnieniem morderstwa zapadłem w ciężką tyfoidalną gorączkę i przeleżałem kilka tygodni bez przytomności. Jeszcze widać na mojej twarzy ślady choroby. Potem nastąpiła rekonwalescencja. Leczono mnie na wsi, u mnie... Doktór, mój przyjaciel, nie pozwalał czytać gazet. Ostatecznie wieść o zabójstwie i sprawie doszła mnie w przeddzień wyroku... Od dwóch dni jestem w Warszawie.
— A...
„Julek“ coś rozważał.
— Więc życzyłby pan sobie, żebym się podjął windykacyi spadku po księdzu Suskim?
— Tak jest. Pomimo, że stosunki moje z nieboszczykiem były bardzo ograniczone, przypuszczam, znając nasze interesa familijne, że musiało po nim coś zostać... nawet sporo. Z gazet wiem, że powodem morderstwa była kradzież. Tak... Ukradziono dziesięć czy więcej tysięcy rubli w listach. Ale o to mniejsza. Powinny być sumy na hypotekach.