Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zdążyła nawet pojechać na pogrzeb; zawiadomiono ją dopiero w tydzień po wszystkiem.
— W tem, proszę papy — mówiła przyciszonym głosem, zaczerwieniona nieco Hela — jest jakaś tajemnica... O, jest! Tak, jak w romansach...
Pomimo że za życia pani Lipińskiej Jadzi na niczem nie zbywało, pomimo że opiekunka jej musiała posiadać jakiś mająteczek, po jej śmierci urwało się wszystko... Przy zgonie pani Lipińskiej byli jej krewni, brat, siostrzeńcy i podobno mieli zabrać pieniądze. Został hotel, ale o to trzeba toczyć cały proces z rodziną opiekunki... Wprawdzie Jadzia była przyjętą za własne dziecko przez panią Lipińską i nosiła nawet jej nazwisko, wprawdzie istniał testament, — ale brak było jakichś formalności prawnych i dotąd w hotelu rządziła rodzina nieboszczki... Sama Jadzia nigdy nie pomyślałaby o procesie, ale w kilka tygodni po śmierci jej opiekunki przyjechał z Częstochowy jeden z sąsiadów, stary, poważny mieszczanin w bogatej czapce, który przywiózł ze sobą adwokata i kazali coś podpisywać Jadzi... Stary był zacny człowiek i postanowił zająć się sprawą sieroty. Proces trwał już dwa lata i dotąd bez skutku. — Należało zbierać radę familijną, bo Jadzia była niepełnoletnią; trzeba było dużo zachodów i kosztów...
— I nie wiadomo, kiedy się to skończy. — Kończyca Hela. — Żeby nie ten poczciwy stary, co przysyła od czasu do czasu dla Jadzi kilkadziesiąt rubli, niby na rachunek spadku, gdyby nie dobra pani Śniadowicz, która zrobiła Jadzię tak jakby guwernantką, to nie wiem, coby się z biedactwem stało!... Za cały spadek dostała