Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiesz?... Jadzia Lipińska... przecież ci o niej tyle razy opowiadałam!... Moja przyjaciółka, najlepsza przyjaciółka... Już także skończyła pensję, a ponieważ jest sierotą, madame ją trzyma teraz, jako guwernantkę...
— Sierota? pytał machinalnie pan Onufry — ach! przypominam sobie... Mówiłaś mi. Po chwili dodał, wracając do pierwszej myśli:
— W jaki sposób jednak się stało, że ja was nie widziałem?...
— O! ciebie, papo, wtenczas nie było... zupełnie nie było. Byliśmy w sądzie już ostatniego dnia, kiedy mówił prokurator i obrońca i kiedy wydali wyrok. Tego dnia już świadków nie wołali. Oh! ten prokurator. Taki młody i przystojny, a taki zły... Zresztą, o tobie, papo, odzywał się bardzo pochlebnie...
— Ach!
Pan Onufry mimowoli wydał westchnienie, jak gdyby spadł mu z piersi jakiś ciężar. Wstał i przez chwilę przechadzał się po pokoju.
— Jednak to szaleństwo!... Doprawdy nie rozumiem, jak panna Śniadowicz...
Głos jego brzmiał surowo. Ale Hela już była przy nim i swemi umizgami zdejmowała mu chmurę z czoła.
— A pfe... ojczulku! — wołała. — Przysięgłeś, że nie będziesz się gniewał! Tak dotrzymujesz obietnicy? — Zresztą w samej rzeczy — dodała, śmiejąc się srebrzyście. — Madame jest dość zabawna... Ma dwie pasje: boi się ciebie, jak ognia, i nic... tylko od rana do wieczora czyta romanse kryminalne i sprawozdania sądowe,