Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ga za sobą zupełną odpowiedzialność za wszelkie popełnione zbrodnie i występki...
Ostatnie słowa wypowiedziała głosem uroczystym, z wielkiemi gestami mówcy. Pan Onufry był trochę odurzony potokami słów, tryskającemi z ustek małej istotki.
— Znów prokurator? — zapytał.
— Znów... Ładny chłopiec, ale niegodziwy... Żądać ciężkich robót dla tamtego, biednego dzieciaka...
Pan Onufry przerwał stanowczo dziewczęciu.
— Wytłomacz-że mi raz, moja Heluto, co za historje mi opowiadasz...
Hela załamała ręce z komicznym gestem.
— Historja!... — kończyła z udaną powagą — Rzeczywiście niedobry papa nie pozwala mi raz porządnie skończyć zaczętego opowiadania, lecz ciągle przeszkadza...
Pan Onufry zwyciężony, machnął ręką.
— No, mów już, mów, co chcesz — rzekł.
Dziewczę wzięło krzesło, usiadło naprzeciwko ojca i patrząc nań z filuterną minką, zaczęło:
— Przychodzę tu do papy, ażeby mu zrobić kilka wyznań... przyznać się do ciężkich win... — westchnęła — i zanieść przed jego oblicze jedną prośbę... Zaczynam spowiedź... Otóż najpierw winna jestem nieposłuszeństwa. Pomimo surowego zatem zakazu, ażeby nie wymykać się z pensyi i nie niepokoić papy w domu, popełniłam tę zbrodnię...
— No — zauważył z pół-uśmiechem pan Onufry — przyznanie wobec samego faktu zbyteczne...