Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twoja rola nie zarysuje się wybitniej... Wreszcie powiedz sam, czego żądasz. Wiesz, że na możebne warunki zawsze się zgodzę.. Co będziesz robił? Zobaczymy. Jakkolwiek bądź, potrzebny mi jest pomocnik, zdecydowany, energiczny, bez skrupułów. Mam ciebie pod ręką. Po co mi szukać kogo innego? W końcu, ponieważ idzie o „Sępa“, ty znasz tę zagadkę lepiej, niż kto inny.
— Rozumiem — przemówił znów Robak.
— A więc? — pytał pan Onufry.
— A więc... w tem, co mówisz, jest wiele racji. Plany są śmiałe, zbyt może fantazyjne, ale udać się mogą. O tem wszystkiem trzeba zresztą pomyśleć... Ogłuszyłeś mnie! Rozważę to na zimno.
— Słusznie.
Na twarzy Robaka znów wybił się sarkastyczny uśmiech.
— Poznałem ciebie dziś, mój stary, z zupełnie nowej strony.. Nie wiedziałem, żeś taki majster!..
Leszcz uśmiechał się.
— No, do widzenia... — zakończył Robak. Pojutrze będę. Pogadamy...
Wyszedł.
Pan Onufry przechadzał się długo po pokoju. Widocznie chciał uspokoić falę wzruszenia, która przed chwilą uderzała mu do głowy. Szło to dość trudno. Rysy twarzy pomimo usiłowań nie wygładzały się w zupełności.
Machnął wreszcie ręką.