Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 5 —

I widzi przed sobą w promieniach słońca lipcowego: zielone pola kraju ojczystego i szaro-błękitne fale Wisełki, igrającej z gałęźmi wierzb. nadbrzeżnych — i tratwy flisacze, posuwające się zwolna po rzece — i dworek wiejski, na pół schowany pośród lip i topól odwiecznych, a obok studnię z żurawiem w podwórzu — i czubate stogi siana w polu — i chłopskie zagrody i kwitnące przed niemi czeremchy — i wreszcie lud roboczy, pracujący w znoju na roli....
Widzi — Polskę.
Do uszu jego dochodzi plusk fal Wisełki, klekotanie bociana, senne pomruki bydełka, odgłos fujarki pastuszej z wiklin nadbrzeżnych — a po chwili dźwięk sygnaturki z poblizkiego kościółka. To „Anioł Pański”. Dźwięk srebrzysty milknie.... Aż naraz — co to? — trąbka wojenna, capstrzyk, burza, bicie w bębny.... grzmot.
Oczy starca ogniem teraz tryskają.
W uszach mu brzmi pieśń bojowa. Zmienia się ona.... Huczy tryumfem; rozwesela zuchowatą radością i nadzieją; przechodzi pod koniec w potężną, pełną boleści i siły modlitwę do Pana — o ojczyznę.
„Boże, coś Polskę!” — huczy w uszach staremu.
To chwila natężenia najwyższego. Od dźwięków, które teraz, po latach, przyszły mu