Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 73 —

Podobny mityng odbył się wreszcie i w trzeciej klasie, na pokładzie. Przemawiał krótko po niemiecku, kapitan; po szwedzku pasażer lej kajuty, pan Swanson z Chicago i wreszcie p. Bolo L. Kaliski, dystyngowany jegomość z klasy 2ej — po polsku.
Wszyscy zrozumieli, o co idzie. Oczy wszystkich skierowały się z sympatyą ku grupie, w której stali Jadwiga z Manią i Połubajtys z Homiczem (ten ostatni miał rękę obandażowaną, oko zapuchłe i na twarzy ślady paznogci dzikiego Duńczyka).
Kapitan zbliżył się do tej grupy i po niemiecku przepraszał dwoje bohaterów tak przykrej awantury. Na zakończenie uścisnął dłoń Homicza.
Rehabilitacya była kompletna.
Nastąpiła teraz chwila nagrody dla pokrzywdzonej cnoty. Do Homicza zbliżyła się delegacya, złożona z pięciu „gentlemanów“ z dwóch wyższych klas. Dystyngowany p. Bolo L. Kaliski zabrał głos w imieniu delegacyi. Mówił po niemiecku, ponieważ ten tylko język znał nieco bohater chwili. P. Bolo oświadczył zdumionemu Warszawiakowi, iż panowie i panie z grona pasażerów, lepiej uposażonych przez Opatrzność w złoto i srebro, uznali za właściwe, w uznaniu jego dzielności, z jaką stanął w obronie jednej z pasażerek, ofiarować mu skromną „purse“ (sakiewkę) z pewną ilo-