Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 68 —

niem, czy widząc nowe, straszne niebezpieczeństwo dla swego obrońcy, stała nieruchomo, oparta o ścianę.
Duńczyk sięgnął teraz szybkim ruchem do kieszeni.
Podniósł rękę. Błysnęło światełko.... zabrzmiał głuchy dźwięk. To strzała rewolweru.
Szczepan zrozumiał.... Czuł, że pierwsza kula go nie trafiła. Ale druga?.. Śmierć jego pewna śród tej strzelaniny na parę kroków w ciasnej przestrzeni. Jego przeciwnik ma jeszcze pięć kul. Jeśli nie ubezwładui tamtego, za sekundę będzie trupem.
Ta myśl przeszła mu przez głowę z szybkością błyskawicy.
Prędzej niż skończył myśleć, zgiął ciało w pół — i runął na wściekłego Duńczyka.... Nad jego plecami świsnęła druga kula i utkwiła w ścianie. Ale w tej chwili Duńczyk padł na wznak, ugodzony w pierś głową Polaka. Rewolwer wyleciał mu z ręki. Szczepan był na nim.... Ramiona ich splotły się razem w strasznem natężeniu. Muskuły ich rwały się. Duńczykowi z ust wychodziła piana; ryczał, jak zwierzę ranione....

II.

Nazajutrz rano cały okręt — nie wyłączając dwóch arystokratycznych klas — był zaniepokojony jakiemiś ponuremi legendami.