Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/699

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 695 —

— W takim razie — prowadził dalej Robbins — nie pozostaje nam nic innego, jak uciec się do środków ostatecznych.... Uciekniemy się do nich, panowie, bo tak nam każę sumienie.... Mamy teraz godzinę 10tą. Na pewien czas przerwiemy nasze posiedzenie. Przybędzie tutaj córka niegdy skazanego na śmierć, a potem przed nią staną kolejno: baron Albert v. Felsenstein, potem Morski-Miller i wreszcie milionowy fabrykant Andrew J. Mallory, wszyscy uczestnicy wypadków owej strasznej nocy w New Orleans.... Zapytamy ich o prawdę — i wszyscy ją powiedzieć muszą.
Robbins zatrzymał się na chwilę.
Wreszcie oczy utkwił w twarzy Konrada i zapytał:
— Czy tak, panie baronie?
— Tak.... Mój ojciec, jakkolwiek ciężko chory, przybędzie tu za półgodziny.... Ręczę za to.
Blady był, jak płótno, gdy to mówił, a wszyscy skłonili głowy przed jego bohaterstwem. Robbins ciągnął dalej:
— Morski jest tu obok, a Mallory przyjedzie lada chwila. Godzina sprawiedliwości wybiła; sprawiedliwość stać się musi.
— I niechaj się stanie! — powtórzyli, powstając z miejsc trzej prawnicy.
Zebranie odroczyło się na godzinę.
Gdy Homicz wychodził z sali, doręczono