Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/635

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 631 —

— Odeślę! — mówiła sama do siebie, a pomimo to była niepewna.
Odrzuciła list ruchem gwałtownym. Sięgnęła głębiej do szuflady i wydobyła ztamtąd inne pismo, zmięte, oblane łzami... Był to list angielski, pisany ręką obcą, ale niewątpliwie od Szczepana pochodzący.
Kilka tylko słów zawierał, ale jakże był pełen wymowy...
Czytała go sto razy i naczytać się nie mogła. Obiecywał, że sprawę jej ojca w swoje ujmie ręce i do końca ją doprowadzi; a pomimo że upłynęło już od tego czasu parę miesięcy, a sprawa faktycznie naprzód się nie posunęła, pomimo że dalszych brakło od niego wiadomości, — wierzyła, jak w Ewangelię, że tego, co obiecał, dotrzyma.
I ilekroć napastowały ją wyrzuty sumienia, że sama już nic więcej dla sprawy nieboszczyka ojca nie czyni, — wydobywała, ten list i łzami oblewała — i całowała ukradkiem.
On jej służył za wytłumaczenie...
I teraz widok tego pisma magicznego rozmarzył ją i upoił. Obok listu leżał wycinek gazety angielskiej. Zawierał on telegram z New Orleans, a w tym telegramie coś tajemniczego, wielkiego, pełnego niejasnych zapowiedzi dla Jadwigi. Drżała na całem ciele, gdy onegdaj znalazła w swojej gazecie tych wierszy paręset.