Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/577

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 573 —

— Naturalnie....
— Idzie o to, ażebym pozostał w mieście tak, żeby mnie nie poznano.... Gdybym miał dawny mój komplet peruk i przyrządów aktorskich, byłaby to drobnostka.
— Ba, ba! — zawołał Szymek — jakiż ze mnie głupiec.... Wszakże tu w tym „hotelu” mamy znakomitego artystę fryzyera, który ludziom na poczekaniu gęby przerabia. Zrobimy z ciebie Murzyna.
Good.... niech będzie Murzyn!
— A teraz na dół na śniadanie.... — zawołał wesoło Szymek i niech żyją dolary, dolareczki.... tysiące.... setki tysięcy dolarów!
Śniadanie było smaczne — i przeszło im bardzo wesoło.
W jadalni spotkali Stefką. Przedstawił ją Szymkowi, a właściwie przypomniał Kaliski. Wracając zaś na górę, rzekł do draba:
— Mam co do niej pewne widoki.... Może się nam przydać i bardzo.
— W jaki sposób?
— Zobaczymy.
Po powrocie do pokoju Kaliskiego, ten ostatni siadł do pisania obszernego listu. List był do barona Alberta Felsensteina w Berlinie. Ponawiał on żądanie nadesłania pieniędzy (pod nowo wskazanym adresem) — i (przy pomocy