Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/574

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 570 —

koiły go teraz żelazne kraty w oknach stancyjki, na które przed dwiema godzinami spoglądał tak podejrzliwie.
Sny miał przyjemne....
Śniło mu się, że kąpał się w ogromnej wannie, pełnej złotych dwudziestudolarówek i papierowych pieniędzy. Pływał w tem wszystkiem, pieścił się miękkiemi, jak aksamit, papierami; przerzucał z suchym szelestem złote monety. A po nad tą wanną stał z jednej strony stary baron Felsenstein, z drugiej siwy, potężny Morski — i rzucali w nią coraz to nowe złoto i nowe papiery....
Gdy oto, w samym środku tego uroczego snu, Kaliskiego przebudzono — i to dość gwałtownie. Stał nad jego łóżkiem Szymek Zawalidroga — i potrząsał nim energicznie.
— Wstawaj stary.... — wołał.
— A...... — rzekł Kaliski, otwierając oczy.
Sen zniknął. Trzeba było wrócić do rzeczywistości. Żywo wyskoczył z łóżka — i za chwilę już był ubrany.
— Pogadajmy najpierw — rzekł Szymek — a potem pójdziemy na śniadanie.
Kaliski się zgodził.
Zaraz też Szymek przystąpił do rzeczy. Krótko, nie tracąc słów, opowiedział mu swoje koleje. Powodziło mu się dość dobrze przez tych lat parę. Uciekłszy z Pennsylvanii na daleki Zachód i zmieniwszy nazwisko (nazywał