Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 470 —

głosem własnego uczucia.... Egzaltacya! egzaltacya!
Tu Gryziński urwał.... Przez dłuższą chwilę dumał o czemś, aż wreszcie rzekł powoli:
— Chociaż właśnie w tem może być twoja szansa....
— Mów, mów, na miłość Boga! — zawołałem — Jaka szansa?
— Bardzo prosta.... Przyczyń się ty do rozwiązania tej ponurej zagadki jej życia; rozplącz węzły jej tajemnicy — i przyjdź do niej z owem rozwiązaniem, a przekonasz się, nie będzie wtedy mowy o dawnym, zresztą przedawnionym już dzisiaj zakazie oglądania jej ooblicza. Z wdzięczności przyjmie cię z otwartemi rękoma, — ba! — taka entuzyastka gotowa sobie nawet odrazu wyrozumować, że obowiązek czy tam Opatrzność każę jej wynagrodzić bohatera, który spełnił wielkie dzieło, własną jej prześliczną osóbką...
Gryziński mówił na pół żartobliwie. Pomimo to przed mojemi oczyma otwierały się nowe, dotąd niewidziane horyzonty.
— I jakże to zrobić? — zapytałem.
Gryziński uśmiechnął się.
— Acha, podobała ci się kombinacya!... Jak zrobić? To tak odrazu powiedzieć trudno.... Sprawę należy zbadać do gruntu, zobaczyć, co w niej jest. A do rozwikłania jej