Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 373 —

ła im przytomność i razem z nią: przestrach i oburzenie i poczucie okropności zbrodni — i jak gdyby obawa, że w tej chwili niebo spadnie i przytłoczy ich swoim ciężarem, że pioruny zaczną z niego tryskać i stanie się coś strasznego.....
Nic z tego wszystkiego nie nastąpiło.
Ale nastąpił cud inny: oto krew wylana przez kapłana-męczennika odrodziła serca tego tłumu, przed chwilą tak zaciekłego, odwróciła ich myśl i wolę od krwawych czynów zemsty — i wywołała skruchę ogromną i poznanie zła; co więcej, niejednego z nich uratowała od niechybnej śmierci tam w walce z obrońcami „Excelsior Works”.
Bo o tem, ażeby iść na fabryki, nie było teraz mowy. Sama myśl podobna zdawałaby się im — zbrodnią!
Coś zresztą trzeba by o począć....
Wszyscy, przy świetle pochodni, z przerażeniem patrzyli na postać kapłana w białej komży, rozciągniętą śród dróżki górskiej.... Sądzili, że jest zabity. A mały Frącek, wnuk zakrystyana, który przyprowadził tutaj księdza z latarnią, przypadł do ciała, siadł na ziemi i zaczął głośno płakać.
Z tłumu odpowiedziały mu inne szlochania.
To kobiety — niedawno Furye, szalone nienawiścią, gotowe mordować i zabijać pła-