Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 366 —

Szczepan uczynił to umyślnie.... Chciał mieć odwrót ułatwiony, Mallory bowiem już gramolił się z podłogi....
Duma tylko nic pozwalała mu — wołać o ratunek.
Szczepan zrozumiał, jakie groziłoby mu niebezpieczeństwo, gdyby dostał się teraz w moc dyrektora; a zresztą nie chciałby za nic pozostawać i pracować dalej w tym domu zbrojni.
Korzystając z półmroku, który teraz zapanował, poskoczył ku kręto wijącym się schodkom. Przebiegł przez nie, jak błyskawica, rzucił kolegom na galeryach jedno słowo ostrzeżenia: „Tu mordują!” — i pędził dalej na dół, znanemi tylko sobie przejściami.
Popadł wreszcie do małej furtki bocznej.
Serce mu drżało, jak ptak. Poruszył klamką.... Otwarta! A więc jest wolny. Naraz zatrzymał się. Przyszła mu nowa kwestya na myśl: Czy ma prawo opuścić towarzyszów, tam pracujących? Po króciutkim namyśle przyszedł do wniosku, że — tak. Nie grozi im przecież żadne niebezpieczeństwo....
On sam powinien oddalić się jak najprędzej, nie ma tu nic do czynienia.
Pójdzie ztąd precz — i więcej nie wróci do tego piekła, gdzie ludzie-tygrysy, ze stron obiedwu równie są krwawi i dzicy. Pójdzie tymczasem do stóp Jadwigi, ażeby jej strzedz od