Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 365 —

wił, zbliżywszy prawie twarz do jego twarzy:
— Nie, panie Mallory, nie obejdziesz się bezemnie.... Ja stanę pomiędzy tobą, a tym tam przyrządem.... Ja stanę pomiędzy tobą, a zbrodnią. Ja nie pozwolę ci popełnić piekielnego zamachu. A żeby zamach udaremnić nie tylko na teraz, zniszczę za chwilę twój przyrząd.
I wzrokiem szukał czegoś dokoła.
Mallory teraz zrozumiał.... Z gardła, za miast przekleństwa, wyrwał mu się nieomal Rzucił się na Homicza.
I wtedy to nastąpiło krótkie pasowanie się, które na tle szyb kopuł ki gmachu elektrycznego, z rakiem zdziwieniem obserwował szeryf z wierzchołka budynku administracyjnego.
Walka trwała jedną sekundę.
Rezultat jej był następujący: Mallory został ciężko rzuconym na ziemię, a jego ręka, którą dotknął przypadkowo do naelektryzowanego drutu, strasznie poparzoną.... Co do Szczepana, ten w tejże chwili z młotkiem i nożycami rzucił się ku przyrządowi — i od paru uderzeń uczynił go niezdatnym do działania.
Czyniąc to w pośpiechu, bez ostrożności, narażał się w każdej sekundzie na śmierć.... Nie myślał o tem przecież!
W chwili, gdy przeciął ostatni drut, zagasło słońce elektryczne na wierzchołku gmachu.