Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 354 —

— Co panu? — zapytał szeryf.
— Nic! — odrzekł szorstko dyrektor.
Milczeli przez chwilę.
— A teraz.... gdy wszystko już skończone — odezwał się znów Mallory — czy jestem, panu jeszcze co winien?
Myśl o pieniądzach przyprowadziła do realnego poczucia chwili byznesowego Yankee. Szeryf stał przez chwilę, rachując coś widocznie.
Rzekł wreszcie głosem zimnym i spokojnym:
— Oprócz zaliczonego poprzednio, jeszcze dwa tysiące siedmset czterdzieści pięć dolarów.... centy opuszczam.
— Oto są.
Mallory wyjął z pugilaresu trzy banknoty po 1000 dolarów każdy.
— Pokwitowania niepotrzeba........ i reszty także.... — rzekł wyniośle — Możesz pan za to dać się napić „swoim” ludziom.... skoro już będziesz w miejscu bezpiecznie szem. A teraz, do widzenia.
Zaśmiał się ironicznie i odwrócił się tyłem do szeryfa.
Ten ostatni wahał się, co uczynić: zostać czy odejść? Gdy oto nagle nastąpiło coś nowego. Zahuczało w powietrzu. Był to ryk przybywającego zkądś, z rzeki parowca. Obydwom serce uderzyło ze wzruszenia.