Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 317 —

go motłochu; wszystkiego mogli się obawiać tam na górze,... Pomimo to jechali tam, bo czuli, że woła ich obowiązek.
Szeptem tylko komunikowali sobie o tem, co się dzieje w osadzie.
A w osadzie istotnie działo się źle.
Do południa było jeszcze jako tako. Ale po południu, gdy przybyli robotnicy z pierwszej zmiany dziennej, wszystko zaczęło wrzeć, jak w ulu.... Przynieśli oni nową, oburzającą wiadomość. Do ofisu udała się delegacya, złożona z 9ciu starszych robotników. Nietylko nic nie wskórała, ale nawet p. Mallory kazał zapisać członków delegacyi do kary za samowolne opuszczenie roboty — i zapowiedział, że jeśliby jeszcze ktokolwiek chciał przyjść do ofisu z jakiem poselstwem, zostanie w tejże chwili wydalony z roboty.
Oburzenie na tę wieść było ogromne.
Ponowiły się sceny sobotnie, tylko bardziej gwałtowne.... Pito daleko więcej, bo pieniądze z wypłaty były w kieszeni. Masa rwała się do jakiegoś czynu: chciała na kimś wywrzeć swą złość i oburzenie.
Ruch cały ogniskował się na „Skwerze”. Przed Townhal gadano mowy i wykrzykiwano ogromnie na przeklętych „bossów”.
Nikt tu już nie myślał o powrocie do pracy.
Wszyscy czekali tylko na przybycie z fabryki drugiej zmiany dziennej. Gromada lu-