Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 316 —

Homicz miał przeczucie czegoś złego. Zdawało mu się uparcie, że dziś wieczorem już po raz ostatni opuści ściany tego białego domku, w którym bądź co bądź przeżył wiele chwil radosnych.... To też przebrał swe papiery, książki i przyrządy — i z najcenniejszych zrobił mały pakiecik. To samo radził zrobić Połubajtysom i Jadwidze, a ci rady jego usłuchali.
Na osadę nie wychodzili.... Zauważyli już od rana, że niektórzy patrzą na nich z podełba, jak na wrogów.
Po południu Szczepan zaniósł na plebanię ich pakuneczki, a nad wieczorem, zamknąwszy domek (przyczem pani Mania przeżegnała swą chałupkę znakiem Krzyża św. i aż popłakała się), powoli, niby spacerem, w dwie oddzielne pary skierowali się bocznemi drogami, w stronę kościółka.
Przyjęcie u ks. Ludwika było serdeczne; pożegnanie z kobietami krótkie.
Zapadał już zmrok, gdy się znaleźli na stacyi kolejki linowej, prowadzącej z osady do fabryk. Na nocną zmianę powinno się było udać do fabryki stukilkudziesięciu ludzi; nie stawiło się więcej aniżeli trzydziestu.... W milczeniu siedli do wagonów i pojechali. Byli to wszystko robotnicy wytrawni, trzeźwi i spokojni. Rozumieli oni całą powagę położenia. Pozostawili tam w dolinie szczupłe swoje mienie i rodziny na łaskę lub niełaskę rozognione-