Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 290 —

Byli obecni wszyscy dyrektorowie i najzaufańsi urzędnicy zarządu. Było cicho, jak w kościele, gdy p. Andrew J. Mallory odwrócił swój fotel od biórka i zabrał głos:
— Znacie panowie położenie, rozwodzić się więc nad niem nie będę.... Dziś trzeba coś ostatecznie postanowić, tem bardziej, że odebrałem nowe wiadomości. Są one bardzo ważne.... Faktem jest, że nasi ludzie chcą przystąpić do Unii „Amalgamated”. Telegrafują mi o tem z Philadelphii. O tem samem pisze mi autor jakiegoś bezimiennego listu.... skończony widać nikczemnik!
Szyderczy uśmiech ukazał się na wargach p. Mallory. Podał list komuś siedzącemu obok niego — i mówił dalej:
— Łotr, który przysłał anonim, widocznie jest obznajomiony wybornie z tem, co się między naszymi ludźmi dzieje.... Może nawet on sam ich podburza. Zawiadamia mnie, zupełnie zgodnie z depeszą filadelfijską, że w przyszłym tygodniu będzie w miasteczku mityng, na którym się zorganizują. Daje mi przytem dobrą radę....
Dyrektorzy spoglądali pytająco; ta „dobra rada“ od autora listu bezimiennego zdawała im się więcej, niż podejrzaną.
— Tak jest, „dobrą”! — powtórzył z naciskiem Mallory i uderzył ręką w stół — Kadzi mi uprzedzić robotników; nie pozwolić im zor-