Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 279 —

Steffi, po odśpiewaniu jakiejś piosenki, została obdarzona bukietem — rzecz w dziejach osady niesłychana! Sukces był ogromny, postanowiono tedy powtórzyć wielki koncert. Tymczasem wieczorami odbywały się zwykłe popisy, ku uciesze stałych gości „Papy”. Asystował im zawsze gruby Harald, zakochany, jak kot. Coś w piątek przyszło do awantury.... Gdy Harald siedział właśnie przy miss Steffi, po za fortepianem, tłumacząc młodej śpiewaczce, że w jakiś sposób musi wyjść za niego za mąż, naraz wyrósł ni ztąd ni zowąd, ów „hrabia” czy tam „markiz”, znakomity śpiewak i towarzysz Steffi z trupy „minstrelów” i zaproponował Szwedowi, ażeby się oddalił do — piekła... Nastąpiła wymiana niezbyt miłych komplementów, a skutek był taki, że zazdrosny śpiewak wyjął rewolwer i strzelił (w sufit szczęściem, gdyż Szwed w chwili strzału podbił mu rękę). Po chwili leżał na podłodze i o mało co nie został stratowany przez kolosalnego przeciwnika. Rezultat ostateczny nie był pocieszający dla „minstrelów”.... Wypędzono ich haniebnie z hotelu (w gospodzie „Papy” Cummingsa wolno było bić się i strzelać tylko porządnym gościom, płacącym cash, a nie lada przybłędom!), a co więcej truppa utraciła swą primadonnę.... Miss Steffi zgodziła się na pozostanie w osadzie X. na stałe, a nawet na uszczęśliwienie grubego Haralda (w mniej lub więcej oddalonej przyszłości) swą rączką.