Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 262 —

ufności pod płaszcz i opiekę Maryi Najświętszej, złamałaby się już dawno pod ciężarem który jej spadł na młodzieńcze ramiona.
Oni, Chrystus ukrzyżowany i Matka Boleściwa, bronili ją przed zwątpieniem, pocieszali i dodawali sił.
I tym razem, rozmowa z tymi Opiekunami niebieskimi dodała otuchy i spokoju Jadwidze. Długo, długo modliła się, prosząc o oddalenie goryczy i bólu od miotającej się w niepokoju jej — duszy, o przyczynienie się do spełnienia zadania, które od roku z górą było celem jej życia; modliła się nie o zemstę nad winnymi, ale o sprawieliwość Bożą, o spełnienie ostatnich próśb niewinnie skazanego — i po tej modlitwie wielka cisza objęła ją całą.
Mówiła w duchu, wpatrzona w lampkę, tlejącą złocistemi blaskami przed obrazem Ukrzyżowanego: „O, Panie? Ty sam, Bóg i Wszechmoc, dałeś za nas, mizernych i grzesznych, krew twą i ciało.... Zawisłeś na krzyżu ze złoczyńcami, niewinny nad najniewinniejsze, najczystszy nad najczystsze.... I cóż my.... my.... proch i nędza w obec Ciebie? Czem nasze bóle i hańby i cierpienia w obec Twoich ran i cierni!“
I obejmowała okiem ducha cały bezmiar odległości od śmiertelnika, skazanego na śmierć choćby najbardziej hańbiącą z wyroku sądów