Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 258 —

I oddalił się krokiem spokojnym i lekkim. Z poza żaluzyi jednego z okien pierwszego piętra śledziło go iskrzące się złością i dumą obrażoną spojrzenie Stefki z Warszawy, obecnie primadonny na pół „nygierskiej“ truppy „minstrelów“.
W półtorej godziny potem p. Henry B. Smith, znakomity inżynier z Denver, Colo., alias szpieg Kaliski z Petersburga, odebrał krótką, a zwięzłą epistołę Homicza. Leżał w łóżku z obwiązaną głową, a przy nim z szatańskim swym uśmiechem siedział, kołysząc się w fotelu i puszczając wielkie kłęby dymu w górę, Moskal Aleksiej Iwanowicz.
Milczeli dotąd.
Kaliski zaledwie przyszedł do siebie po uderzeniu, przeznaczonem dla Homicza. Stękał ciężko.... Zbierał się na rozmowę z Aleksiejem. Ten żądał wyjaśnień, twierdząc, że brak mu czasu.
Zastukano — i Murzyn oddał list.
Kaliski przeprosił Moskala i przeczytał. „A, przeklęty!“ — rzucił przez zęby po rosyjsku i podał list Aleksiejowi.
Tamten przejrzał i zapytał:
— A więc co?
Twarz eleganckiego p. Bolo L. Kaliskiego wykrzywiła się dziką złością.
— Nic — odrzekł — posłuchamy rozkazu tego panicza.... Dziś jeszcze posłuchamy!