Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 232 —

myślona, czy też rozmarzona. Mania krzątała się w kuchni około kolacyi.
Szczepan i Litwin usadowili się pod oknem w pokoju, paląc jeden fajkę, drugi papierosa — i przerzucając się od czasu do czasu jakiems krótkiem słowem.
— A więc jakże, Szczepku — pytał Połołubajtys — pójść na ten mityng?
— Nie.
— I nie pójdę.... Walenty także da pokój. To musi być głupstwo i kręcicielstwo.
You bet...
Zamilkli. Po chwili zaczął Szczepan:
— Wiesz, że dziś o 10ej muszę iść do roboty (Homicz w departamencie elektrycznym pracował prawie zawsze na noc i miał tylko co trzecią niedzielę wolną)... Odprowadzisz mnie?
— Dla czego nie?
— Mam z tobą do gadania.... Wyjdziemy wcześniej i przespacerujemy się. Zgoda?
Litwin skinął głową.
W tej chwili wybiegła z kuchni wesolutka Mania.
— Panie i panowie! — zawołała wesołym, dźwięcznym głosikiem — proszę na kolacyę... Pierwszy i ostatni dzwonek! Min poważnych nie robić, o strajkach i innych okropnościach nie myśleć.... Do kolącyi! Będą delicye.... strawberries (poziomki) i piwo także.... a jakże!