Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 200 —

— Być może — rzekła Jadwiga i zamyśliła się — Czy ztąd daleko do Pittsburga?
— Gdzie tam.... Kilka godzin drogi.
— Ale przecież, nie można im tak spadać na kark nieprzygotowanym....
— O, nie... Ja do nich napiszę list, zaraz, dziś jeszcze. Poproszę o odpowiedź telegraficzną. Jutro jeszcze będziemy mogli tam pojechać.
— Jakto „będziemy”? Czy i pan chciał by się tam udać?
— A jakże.... — rzucił mimowoli Szczepan i zarumienił się.
Wzrok chłopca robił jej niemy wyrzut na myśl, że ona mogła przypuścić, iż po tem, co wiedział, onby ją teraz opuścił na niebezpieczeństwa i zamachy tajnych wrogów. Wzrok ten wiązał się do jej stóp pieszczotą wiernego, przywiązanego psa, którego można zabić, ale odpędzić — niepodobna.
Tak się też stało, jak trafnie zaprojektował Szczepan.
Na list tego samego dnia wysłany, Szczepan miał nazajutrz odpowiedź telegraficzną: „Przyjeżdżajcie. Wszystko gotowe. — Jan Połubajtys. Marya.“ A na trzeci dzień rano wyjechali do Pittsburga.
Jadwiga znalazła tam schronienie u Połubajtysów; Homicz — pracę w jednej z fabryk.
Gdy Połubajtys został niezadługo przeniesiony w góry po za Pittsburg, do pieców ko-