Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 181 —

teresować Jadwigę. Poczęła nalegać; ale on jakby się zaląkł.... Miął kapelusz — i wymawiał się.... To boi się mówić.... to przyjdzie jutro do niej do hotelu.... to wreszcie przyznał, że czytał już ogłoszenie w popołudniowem wydaniu „Leadera“ i idzie mu o obiecaną nagrodę pieniężną. Zainteresowanie Jadwigi wzrastało; literalnie nie chciała teraz puścić owego człowieka. Tramwaj, idący do miasta, przebiegł około nich, a ona na to nie zważała. Szła coraz dalej — i rozmawiała z człowiekiem.
— Powiedzcie wszystko — mówiła — pieniędzy nie poskąpię — .... Nagrodzę was sowicie! W owej chwili znajdowali się już dość daleko od osady polskiej. Było tu pusto zupełnie. Żadnych domostw. Chodnik drewniany był wązki, a zaraz obok otwierał się stok wilgotnej od deszczu kotliny.
Tramwaj zaledwo co przeszedł, a czerwone jego światło ginęło na zakręcie.
Drągal rozejrzał się w około okiem zezowatem (Jadwiga zapamiętała ten szczegół) i nagle pochwycił ją w pół. Poniósł ją o parę kroków ku brzegowi kotliny — i rzucił w dół.
Upadek nie był groźny, ale niespodziany...
Jedno „Ach!” — i Jadwiga leżała na trawie na stoku kotliny w jakiejś wyrwie, na pół napełnionej wodą deszczową. Nie zdołała się podnieść i przygotować do obrony, gdy obok