Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 139 —

Reporter z Jadwigą weszli do składu.
Była to dość długa izba sklepowa, opatrzona z jednej strony kontuarem, a ze wszystkich stron mnóstwem szaf i szafeczek do ściany przymocowanych, koszów, beczek, pak i pudełek.... Wszystko to było na sprzedaż: od sardynek do dzbanków szklanych, od szuwaksu do konfitur. W głębi imponował swem wielkiem kołem żelazny młynek od kawy.
W chwili rozgardyaszu nikt nie zwrócił uwagi na przybyłych. Dopiero, gdy wszystko się uspokoiło, Dziczyński zapytał ich: — cze go chcą?
Mr. Littlejohn przypomniał mu swe nazwisko — i dodał, że przybywa w imieniu „Leadera”.
— Ach, „Leader”.... to co innego!
Nasz polityk wardowy zrzucił w rej chwili fartuch grocernika.... On codziennie czytuje to znakomite pismo! Czerwona barwa jego twarzy przeszła aż w purpuę z zadowolenia, że redakcya „Leadera” wie onim ima do niego interes. Naturalnie poprosił w tej samej chwili dwoje przybyłych do promieniejącego wiśniowym pluszem mebli — „parloru”.
Tu zapuszczono rolety, ażeby błyskawice nie przeszkadzały w rozmowie, zapalono gaz i przystąpiono do rzeczy.
Reporter objaśnił Dziczyńskiemu, iż główny redaktor „Leadera” (w tem miejscu pod