Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 102 —

barasujące milczenie. Przerwał je Cierzan (a w głosie jego czuć było drżenie) — i rzekł:
— Nie o to zresztą idzie w tej chwili... O tem pomówimy kiedyindziej. Chciałem panu tylko wyjaśnić, zkąd pana znam... Powtóre — ciągnął dalej — znałem też dobrze pańskiego przyjaciela Adolfa. Szałaput był, ale chłopiec dobry. Listy mi pańskie pokazywał — i nawet kiedy po waryacku gdzieś wyruszył w świat, mówił mi coś, ażebym się panem zajął, jeśli tu przyjedziesz....
— A....
— No, i widzi pan, chcę zrobić to, co obiecałem. Nie patrz pan na mnie tak z ukosa. O tamtern — machnął ręką — co było w Warszawie, nie myśl pan. Ja nie jestem zły człowiek.... a zresztą za dużo już przez nią cierpiałem....
Przez chwilę znów pomiędzy nimi zapanowało milczenie.
— Czy pan wiesz, że ona jest tu....w Ameryce? — zaczął naraz Cierzan.
— Kto? — No.... któż?! Stefka....
Dr. Gryziński, który siedział z boku, zwrócił naraz swój gruby kark do nich — i rzekł do Homicza:
— Aha! Już panu opowiada o Stefce... To jego zwykła „piła!”