Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 101 —

— Otóż — ciągnął dalej blondyn — nie od rzeczy będzie, jeśli po tej ogólnej prezentacyi przedstawię się panu na nowo.... prywatnie. Jestem Cierzan.... Piotr Cierzan.... ślusarz — tutaj pracuję przy elektryczności.
— A! to kolega... — wyrwało się Szczepanowi.
— Tem lepiej. Widzi pan tedy, kochany panie Szczepanie — ciągnął dalej blondyn — Ja niezupełnie może jestem panu obcy.
— Czy być może?
— Tak, tak.... może być — i jest. Znałem pana najpierw z widzenia w Warszawie....
Szczepan szeroko otworzył oczy. Nie przypominał sobie tej postaci, tych oczu poczciwych, ale jak gdyby przez jakiś ból wewnętrzny zaćmionych. Cierzau uśmiechał się smutno.
— Tak.... tak.... pan może sobie nie przypominasz.... przypomnieć nie możesz.... A jednak pan znałeś... dobrze znałeś.... kogoś dla mnie bardzo drogiego.
Blondyn urwał, a Szczepan spoglądał nań pytająco.
— Tym kimś... — ciągnął tamten — była... Stefcia.
— Ach!
— To... moja żona.
Przez chwilę zapanowało między nimi am-