Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/652

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gotowa do drzwi tych zapukać, ażeby zgnieść budowniczego Solnessa.
HILDA (patrzy na niego z cichą pogardą). I dlatego chcesz mu drogę zagrodzić? Fi! mistrzu!
SOLNESS. Walka dość kosztowała mnie krwi serdecznéj. A potém boję się, by słudzy i pomocnicy nie przestali mi być posłuszni.
HILDA. W takim razie trzeba zaufać własnym pięściom. Nic innego nie pozostaje.
SOLNESS. Niéma nadziei, Hildo. Przewrót nadchodzi. Wcześniéj czy późniéj zadośćuczynienie jest nieubłagane.
HILDA (przerażona, zatyka sobie uszy). Nie mów tak. Czy chcesz mnie zabić, odbierając to, co mi droższe nad życie?
SOLNESS. Cóż takiego?
HILDA. Chcę widziéć cię wielkim. Widziéć cię z wieńcem w ręku, wysoko, na szczycie kościelnéj wieży. (Znów spokojnie). A teraz weź ołówek. Masz przecie ołówek przy sobie.
SOLNESS (dobywa pulares). Ołówek mam.
HILDA (kładzie tekę na stole przed kanapą). Dobrze. A teraz, mistrzu, siadajmy tutaj oboje. (Solness siada przy stole).
HILDA (stojąc za nim, pochyla się na poręczy krzesła). No, napiszmy coś na rysunkach, coś bardzo serdecznego i ciepłego dla tego szkaradnego Roara, czy jak się tam zowie.
SOLNESS (pisze parę linij, odwraca głowę i patrzy na nią). Chciałbym coś wiedziéć, Hildo.
HILDA. Co?
SOLNESS. Kiedyś całe dziesięć lat na mnie czekała...
HILDA. To cóż?
SOLNESS. Dlaczego nigdy nie pisałaś do mnie? Byłbym mógł odpowiedziéć.
HILDA (szybko). Nie; nie. Właśnie tego nie chciałam.
SOLNESS. Dlaczego nie?
HILDA. Bałam się, że wówczas cała rzecz mi się w rękach połamie. Ale, mistrzu, mieliśmy coś napisać na rysunkach.
SOLNESS. Właśnie.
HILDA (nachyla się nad nim i patrzy na to, co on pisze). Jak ciepło, jak poczciwie, serdecznie. O, jakżeż ja go nienawidzę, jakże nienawidzę tego Roalda!
SOLNESS (pisząc). Czyś nikogo nie kochała, Hildo?
HILDA (ostro). Co pan powiedział?
SOLNESS. Czyś nikogo nie kochała?
HILDA. Nikogo innego, chcesz powiedziéć?
SOLNESS (patrząc na nią). Tak jest, nikogo innego. Czy nigdy? Przez te dziesięć lat? Nikogo?