Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

LYNGSTRAND. Czuję to w głębi duszy. Sama ta myśl musi miéć coś ożywczego dla pani także w tym cichym zakącie, gdy wiesz, iż dopomagasz mi tajemnie pracować i tworzyć.
BOLETA (patrząc na niego). No! ale pan ze swéj strony?
LYNGSTRAND. Ja?
BOLETA (wyglądając na ogród). Cicho! Mówmy o czém inném. Profesor idzie.



SCENA DRUGA.
Poprzedni. Z lewéj strony w ogrodzie ukazuje się ARNHOLM, zatrzymuje się z BALLESTEDEM i HILDĄ.

LYNGSTRAND. Pani bardzo idzie o dawnego nauczyciela, panno Boleto?
BOLETA. Czy mi o niego idzie?
LYNGSTRAND. No tak, czy go pani kocha?
BOLETA. Kocham go, to taki dobry przyjaciel i doradca. A przytém, tak chętnie każdemu dopomaga, skoro tylko może.
LYNGSTRAND. To dziwne, że dotąd się nie ożenił.
BOLETA. Pan to uznaje za dziwne?
LYNGSTRAND. Tak, bo to podobno człowiek zamożny.
BOLETA. Podobno. Sądzę jednak, że niełatwo znaleść mu taką, któraby go chciała.
LYNGSTRAND. Dlaczego?
BOLETA. Bo był nauczycielem niemal wszystkich panien, jakie znał. Sam to mówi.
LYNGSTRAND. Cóż to ma do rzeczy?
BOLETA. Boże mój, przecież nie bierze się nauczyciela za męża.
LYNGSTRAND. Nie sądzisz pani, by młoda dziewczyna mogła się kochać w swoim nauczycielu?
BOLETA. Nie, skoro dorośnie.
LYNGSTRAND. Nie... Pani jest rzeczywiście tego zdania?
BOLETA (ostrzegawczo). No, no, no.
BALLESTED (tymczasem zebrał swoje rzeczy i przeniósł na prawą stronę ogrodu. Hilda mu pomaga).
ARNHOLM (zbliża się do werandy i przez nią wchodzi do pokoju).