Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

HILDA. Zdaje mi się, że to rzecz bardzo wzruszająca. Pozwalam sobie to odczuwać.
BOLETA. Fi! Hildo. Jesteś doprawdy nieprzyzwoitą.
HILDA. Otoż na złość taką będę. (patrzy w dół). Nareszcie! Arnholm pewno po górach chodzić nie może (ogląda się). Czy wiesz, com ja zauważyła przy obiedzie?
BOLETA. Cóż takiego?
HILDA. Wyobraź sobie, Arnholm zaczyna łysieć, na środku głowy ma włosy bardzo rzadkie.
BOLETA. Nie może być! to nie prawda.
HILDA. Tak jest przecież! A przytém ma zmarszczki około oczów. Boże mój! Jakżeś ty mogła tak się w nim kochać, gdy był twoim nauczycielem?
BOLETA (z uśmiechem). Czy to pojmujesz? Pamiętam, kiedyś zapłakiwałam się dlatego, że nazwał brzydkiem imię Bolety.
HILDA. No, wyobraź sobie coś podobnego, (schodzi parę kroków). Chodź i zobacz. Teraz, kobieta morska z nim gawędzi. Nie z ojcem. Chciałabym wiedziéć, czy ci dwoje nie mają się ku sobie.
BOLETA. Wstydź się. Tak! wstydź się. Jak możesz mówić podobne rzeczy. Właśnie teraz byłyśmy z nią tak dobrze.
HILDA. Tak, tak, łudź się. O nie, pomiędzy nami a nią, nie będzie nigdy dobrych stosunków. Bóg jeden wie, czemu ojciec wprowadził ją do domu. Nie dziwiłabym się wcale, gdyby którego dnia zwaryowała.
BOLETA. Zwaryowała? Skąd ci to na myśl przyszło?
HILDA. Nie byłoby w tém nic dziwnego. Jéj matka straciła zmysły i umarła waryatką. Wiem o tém dobrze.
BOLETA. Mój Boże! gdzie téż ty nosa nie wścibisz! Jednak proszę cię, nie mów o tém, przez wzgląd na ojca. Słyszysz, Hildo?



SCENA CZWARTA.
WANGEL, ELLIDA, ARNHOLM i LYNGSTRAND, wchodzą Poprzedni, z prawéj strony.

ELLIDA. (pokazując na głąb sceny). Oto tam.
ARNHOLM. Tak, w tym kierunku.
ELLIDA. Tam w dali jest morze.
BOLETA. (do Arnholma). Nieprawdaż, że tu na górze jest ślicznie?
ARNHOLM. Wspaniały widok!
WANGEL. Tak. Dawniéj nie był pan tu z pewnością.