Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

LYNGSTRAND. Bynajmniéj. Zrozumiałem to dobrze z tego, co mówił pani ojciec.
HILDA. To wkrótce minie, tylko pan wróci z podróży.
LYNGSTRAND. O tak, to przeminie.
BOLETA (dając mu kwiaty). Włóż pan w dziurkę od guzika.
LYNGSTRAND. Tysiączne dzięki. Jakże to łaskawie ze strony pani.
HILDA (spoglądając na drogę wiodącą na dół). Otóż idą.
BOLETA (spoglądając także). Gdyby tylko wiedzieli, gdzie skręcić. Nie, źle idą.
LYNGSTRAND (podnosząc się). Pobiegnę na skręt i zawołam.
HILDA. Musiałbyś pan strasznie głośno krzyczéć.
BOLETA. Nie warto. Będziesz pan znowu tak zmęczony.
LYNGSTRAND. Schodzić bardzo łatwo. (Idzie na prawo).



SCENA TRZECIA.
BOLETA i HILDA.

HILDA. Tak, schodzić łatwo (patrzy za nim). I jeszcze skacze, a nie myśli o tém, że będzie musiał znów wejść na górę.
BOLETA. Biedny człowiek.
HILDA. Poszłabyś za Lyngstranda, gdyby się o ciebie starał?
BOLETA. Czyś zwaryowała?
HILDA. No naturalnie, gdyby nie był chory i nie musiał wkrótce umrzeć. Czy wówczas poszłabyś za niego?
BOLETA. Byłoby daleko lepiéj, żebyś ty go sobie wzięła.
HILDA. Tego nie zrobiłabym nigdy. On nie posiada nic wcale, nawet sam siebie utrzymać nie może.
BOLETA. Czemuż więc tak się nim mocno zajmujesz?
HILDA. Czynię to tylko z powodu jego choroby.
BOLETA. Nie zauważyłam wcale, że ci tylko o to idzie.
HILDA. Bo téż tak nie jest. Zdaje mi się, że on jest bardzo zajmujący.
BOLETA. Co?
HILDA. Przecież niéma w tém niebezpieczeństwa, że na niego patrzę i wyciągam go na opowiadania. Potém on tak pragnie wyjechać, zostać artystą. Wierzy, że to nastąpi i jest tém tak uradowany. Tymczasem nic z tego nie będzie. Nigdy nic, bo on tego nie dożyje. Gdy o tém myślę, czuję się wzruszoną.
BOLETA. Wzruszoną!