Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

KROLL (spoglądając na nich kolejno). Ależ na Boga, moi drodzy?.. (przerywa sobie). Hm. (Pani Helseth wchodzi z prawéj strony).
PANI HELSETH. Jakiś człowiek stoi w korytarzu przed kuchnią i mówi, że chce się panu pastorowi pokłonić.
ROSMER (z widoczną ulgą). Czy tak? ach, poproś go tu pani.
PANI HELSETH. Tu! do pokoju?
ROSMER. No tak.
PANI HELSETH. Ale bo on doprawdy, nie wygląda na takiego, któregoby do pokoju wpuścić można.
REBEKA. Jakżeż on wygląda, pani Helseth?
PANI HELSETH. Do niczego nie podobny.
ROSMER. Czy nie powiedział, jak się nazywa?
PANI HELSETH. Tak, zdaje mi się, powiedział, że się nazywa Hetmann, czy coś podobnego.
ROSMER. Nie znam nikogo tego nazwiska.
PANI HELSETH. Powiedział także, iż się nazywa Ulryk.
ROSMER (zdziwiony). Ulryk Hetmann czy nie tak?
PANI HELSETH. Tak, Hetmann.
KROLL. Nazwisko to słyszałem niezawodnie.
REBEKA. Tém nazwiskiem podpisywał się zwykle ten, ten niepospolity...
ROSMER (do Krola). Jest to pseudonim literacki Ulryka Brendela.
KROLL. Zaginionego Ulryka Brendela. Tak.
REBEKA. To on jeszcze żyje!
ROSMER. Sądziłem, że podróżuje z trupą aktorską.
KROLL. Ostatnia wiadomość, jaką miałem o nim, była, że siedzi w zakładzie zarobkowym.
ROSMER. Poproś go tu, pani Helseth.
PANI HELSETH. Dobrze, dobrze (odchodzi).
KROLL. Chcesz rzeczywiście cierpieć tego człowieka w twoim pokoju?
ROSMER. Wiész przecież, że był niegdyś moim nauczycielem.
KROLL. Tak, wiem, że ci kładł w głowę swoje przewrotne przekonania, i że twój ojciec szpicrózgą wypędził go z domu.
ROSMER (z trochą goryczy). Mój ojciec był także panem w swoim domu.
KROLL. Bądź mu nawet w grobie wdzięczny za to, drogi Rosmerze. No cóż? (Pani Helseth otwiera drzwi na prawo Ulrykowi Brendel, cofa się i zamyka je za nim. Brendel ma postać wysoką, trochę zniszczoną, ile zręczną. Włosy i broda jego są siwe. Nosi ubiór zwykłego włóczęgi. Szaty wytarte, stare obuwie, wcale nie widać bielizny, ma na rękach stare czarne rękawiczki, pod pachą trzyma brudny, miękki kapelusz złożony we dwoje, a w ręku ma kij podróżny).