Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

BRENDEL (z początku niepewny, następnie szybko zbliża się do rektora i wyciąga do niego rękę). Dobry wieczór, Janie.
KROLL. Przepraszam.
BRENDEL. Czyś się spodziewał, że się jeszcze kiedy zobaczymy i to w tych nienawistnych murach?
KROLL. Przepraszam (wskazując). Tam.
BRENDEL (zwracając się do Rosmera). Właśnie. Otóż go mamy! Janie... mój chłopcze... Ty, któregom najwięcéj ukochał.
ROSMER (podając mu rękę). Mój stary nauczycielu!
BRENDEL. Pomimo niektórych wspomnień, nie chciałem minąć bez krótkich odwiedzin Rosmersholmu.
ROSMER. Z serca rad ci jestem, tego możesz być pewny.
BRENDEL. Ach! ta piękna pani (kłania się). Naturalnie, pani pastorowa.
ROSMER Panna West.
BRENDEL. Pewno blizka krewna. A ten nieznajomy? Jak widzę, kolega w urzędzie.
ROSMER. Rektor Kroll.
BRENDEL. Kroll? Kroll? Czekaj. Czy pan w młodości studyował filologię?
KROLL. Ma się rozumiéć.
BRENDEL. Ależ, „parbleu”, toż ja cię znałem.
KROLL. Przepraszam pana.
BRENDEL. Czyś nie był?..
KROLL. Przepraszam pana.
BRENDEL. Jednym z tych strażników cnoty, którzy mnie wyrzucili ze „Stowarzyszenia rozpraw?”
KROLL. Bardzo być może, ale zastrzegam się przeciw bliższéj znajomości.
BRENDEL. No, no. Jak się podoba, panie doktorze. To czasem przychodzi samo z siebie. Ulryk Brendel pomimo to zostanie, czém jest.
REBEKA. Udaje się pan zapewne do miasta? panie Brendel.
BRENDEL. Pani pastorowa to odgadła. Jestém okolicznościami zmuszony prowadzić walkę o byt. Niechętnie to czynię, ale... „enfin”... nieubłagana konieczność.
ROSMER. Kochany panie Brendel, pozwolisz, bym ci był pomocnym pod każdym względem.
BRENDEL. Co za propozycya? Czy chcesz rozluźnić czysty węzeł, jaki nas łączy? Nigdy, Janie, nigdy!
ROSMER. Cóż zamierzasz pan w mieście przedsięwziąć? Wierz mi pan, nie pójdzie to łatwo.
BRENDEL. To już mnie zostaw, chłopcze. Kości rzucone. Tak jak mnie tu widzisz, zostałem pochwycony na nowe drogi, pochwycony