Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

GINA. Będzie temu lat... piętnaście.
GRZEGORZ. Już tak dawno. Rzeczywiście.
GINA (spogląda na niego uważnie). Rzeczywiście.
HIALMAR. Tak jest. Za parę miesięcy upłynie lat piętnaście (rachuje). Musiały te lata wydawać ci się bardzo długie tam w fabrykach?
GRZEGORZ. Wydawały mi się długiemi, gdym je przeżywał, a teraz sam nie wiem, jak ten czas minął.
STARY EKDAL (wychodzi ze swego pokoju bez fajki, ale z czapką wojskową na głowie. Chód jego jest trochę niepewny). No, Hialmarze, teraz możemy o tém pogadać... hm... Któż to jest?
HIALMAR (idąc naprzeciw niego). Ojcze, to jest Grzegorz Werle. Nie wiem, czy go sobie przypomnisz?
EKDAL (patrząc na Grzegorza, który powstał). Werle? syn? Czego on chce odemnie?
HIALMAR. Nic, ojcze. Przyszedł do mnie.
EKDAL. Więc się nic nadzwyczajnego nie stało?
HIALMAR. Nic, wcale.
EKDAL (wzrusza ramionami). To nie dlatego, widzisz. Przecież trwożliwym nie jestem, ale...
GRZEGORZ (podchodząc ku niemu). Chciałem tylko pana pozdrowić, panie poruczniku, w imieniu dawnych miejsc twoich wycieczek myśliwskich.
EKDAL. Wycieczek myśliwskich?
GRZEGORZ. Tam w górach, około fabryk!
EKDAL. Tam w górach. Tak, tam niegdyś znano mnie dobrze.
GRZEGORZ. Był pan dzielnym myśliwcem.
EKDAL. Byłem — może i byłem. Patrzy pan na moję czapkę? Nie mam potrzeby prosić nikogo o pozwolenie noszenia jéj w domu. Bylem się w niéj na ulicy nie pokazywał. (Jadwiga wnosi na talerzu chléb z masłem i stawia go na stole).
HIALMAR. Siadaj, ojcze, i wypij szklankę piwa. Pozwól, Grzegorzu. (Ekdal mrucząc zatacza się na kanapę, Grzegorz siada przy nim na krześle, Hialmar siada przy Grzegorzu, Gina szyje nieco oddalona od stołu, Jadwiga stoi przy ojcu).
GRZEGORZ. Pamięta pan te czasy, panie poruczniku, gdyśmy z Hialmarem byli w górach i odwiedzali pana w lecie i na Boże Narodzenie.
EKDAL. To pan byłeś... Nie, nie, tego już nie pamiętam, tylko powiedzieć mogę, żem był dzielnym myśliwcem. Polowałem na niedźwiedzie i coś dziesięciu ubiłem.
GRZEGORZ (spogląda na niego ze współczuciem). A teraz pan już nie polujesz?