Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

HAUSTAD. A cóż pan myśli o polityczném kształceniu ogółu, za pomocą samorządu?
THOMSEN. Kiedy kto ma jaki interes i chce go dobrze prowadzić, nie ma czasu o czém inném myśléć.
HAUSTAD. No, to nie chciałbym nigdy miéć żadnego interesu.
BILLING. Słuchajcie, słuchajcie!
THOMSEN. Hm! (pokazując na biurko). Tam, na redakcyjném miejscu, zasiadał przed panem naczelnik fundacyi Steinhoff.
BILLING (spluwając). Fi! taki odstępca.
HAUSTAD. Nie jestem chorągiewką na dachu — i nie będę nią nigdy.
THOMSEN. Polityk nie powinien się niczego zarzekać, panie Haustad. A pan, panie Billing, słyszałem, że dopiéro w ostatnich czasach zmieniłeś zdanie, bo starałeś się o miejsce sekretarza magistratu.
BILLING. Ja?
HAUSTAD. Czy to prawda?
BILLING. No tak; ale pan rozumiesz przecież, iż czyniłem to tylko na złość tym panom.
THOMSEN. Mnie się to nie zdaje, ale gdy mi kto zarzuca tchórzostwo i niestateczność, mogę mu odpowiedziéć: Polityczna przeszłość drukarza Thomsena jest wszystkim wiadomą. Nie dopuściłem się nigdy zmiany przekonań, stałem się tylko umiarkowanym. Serce moje należy zawsze do ludu; nie przeczę jednak, że się trochę skłaniam ku ludziom, dzierżącym władzę — to jest władzę lokalną. (Idzie do drukarni).


SCENA CZWARTA.
BILLING, HAUSTAD.

BILLING. Wartoby go się pozbyć.
HAUSTAD. Czy znasz kogo, coby nam forszusował papier i druk?
BILLING. Przeklęta rzecz, brak potrzebnego kapitału.
HAUSTAD (siadając przy biurku). Ach! gdybyśmy go mieli, to...
BILLING. Gdyby się zwrócić do doktora Stockmanna!
HAUSTAD (przerzucając papiery). Poco? on przecież sam nic nie ma.
BILLING. Tak, ale za nim stoi teść, Niels Worse, stary „lis,” jak on go nazywa.
HAUSTAD (pisząc). Czy wiesz pan na pewno, że on co ma?
BILLING. Wiem na pewno, a część jego pieniędzy musi koniecznie spaść na rodzinę przybranéj córki. Doktór Stockmann musi przecież myśléć o przyszłości swoich dzieci.