Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

NORA. Właśnie, tak jest.
HELMER. I ty to mówisz, ty, Noro?
NORA. Przykro mi to, Robercie, boś zawsze był dla mnie dobry. Jednak tego zmienić nie mogę. Nie kocham cię.
HELMER (hamując się z trudnością). Czy to jest jedna z tych rzeczy, które ci się jasno uświadomiły?
NORA. Jak najzupełniéj, i dlatego nie podobna mi tu dłużéj pozostać.
HELMER. Czy możesz mi powiedziéć, przez co straciłem twą miłość?
NORA. Mogę. Było to dziś wieczór, gdy nie stała się rzecz nadzwyczajna, gdym się przekonała, żeś nie był takim, jakim cię być sądziłam.
HELMER. Mów wyraźniéj, bo nie rozumiem.
NORA. Czekałam cierpliwie przez długich lat osiem, gdyż... Boże, wiedziałam przecież, iż rzecz nadzwyczajna nie zawsze się zdarza. Potém spadło na mnie to nieszczęście i byłam wówczas przekonaną, że nadzwyczajność nastąpi. Gdy leżał tam list Günthera, nigdy mi na myśl nie przyszło, byś się lękał gróźb tego człowieka. Byłam najsilniéj przekonaną, że mu powiész: „Możesz to całemu światu wyjawić”. I gdy się to stanie...
HELMER. Gdy moję własną żonę pozwolę okryć hańbą...
NORA. I gdy się to stanie, ja wierzyłam święcie, że ty wystąpisz, wszystko na siebie weźmiesz i powiész: Ja jestem winowajcą!
HELMER. Noro!
NORA. Rozumiesz, iż podobnéj ofiary nie przyjęłabym od ciebie. Nie, nigdy! Ale czémże byłyby moje słowa wobec twoich? To była owa nadzwyczajność oczekiwana z trwogą i nadzieją. Ażeby temu przeszkodzić, chciałam sobie życie odebrać.
HELMER. Z rozkoszą pracowałbym dla ciebie, Noro, dnie i noce. Cierpiałbym chętnie dla ciebie. Ale swéj dobréj sławy nikt nie poświęci ukochanéj.
NORA. Uczyniły to miliony kobiet.
HELMER. Myślisz i mówisz, jak nierozumne dziecko.
NORA. Być może, ale ty nie myślisz i nie mówisz jak człowiek, z którym połączyćbym się chciała. Gdy twoje przerażenie minęło — a nie szło ci wcale o to, co mnie groziło, ale co ciebie spotkać mogło — gdy nie było się już czego lękać — zdawało ci się, że nie zaszło nic wcale, nazywałeś mnie znowu swoim skowronkiem, swoją lalką którą znając jéj słabość, chciałeś w przyszłości nosić na rękach z podwojoną troskliwością (podnosi się). W téj chwili Robercie, zrozumiałam jasno, że przez lat osiem żyłam tutaj z obcym mi człowie-