Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

VON EBERKOPF: Strzała dowcipu, godna strzelca.
MASTER KOTTON:
Dobrze, lecz mędrzec tak daremnie
Nie podróżuje... Jest coś we mnie,
Co mi powiada: taka postać
Ku czemuś dąży...
PEER: Tak, chcę zostać
Cesarzem.
WSZYSCY CZTEREJ: Jakto — czem?
PEER: (potakuje)Cesarzem.
WSZYSCY CZTEREJ: Gdzie?
PEER: Gdzieś na świecie.
MONSIEUR BALLON: No, tak, sądzę —
Lecz w jaki sposób?... —
PEER: Za pieniądze!
Plan niedzisiejszy, plan to stary —
Dochowałem mu dotąd wiary,
W życia niejednem przejściu wrażem
Nie odstąpiłem ani kroku!
Za młodu-m jeździł na obłoku,
W złotej koronie, w zbroi drogiej.
Nieraz na cztery-m padał nogi,
Alem nie tchórzył... Tak, panowie!
Jest jakieś zdanie, czy przysłowie,
Które powiada, gdzie, nie pomnę,
Że chociaż zyskałbyś ogromne
Przestrzenie świata, ale stracił
Swe ja, twój trud się nie opłacił,
Zalśni na czole twem korona,
Dla mózgów martwych upleciona — —
Tak gdzieś czytałem, gdzie, nie zgadnę,
Ale to słowa prawdy składne.
VON FBERKOPF: To „ja” gyntowskie jakiej treści?