Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Że czyni dobrze, kto nie czyni
Źle, wówczas z bożej mnie świątyni
Żadna nie wygna już hołota:
Grzech równoważy moja cnota.
VON EBERKOPF: Jakżeż to człek się krzepi, sili,
Patrząc, jak oto w pewnej chwili
Z teorematów mgławej fali
Pogląd życiowy się krysztali!
PEER: (który podczas poprzedniego często zaglądał do butelki)
Ludzie północy, moi mili,
My to umiemy. Mądrość cała,
Gdy człek się w życiu zawieruszy,
Polega na tem: zamknąć uszy,
By się w nie żmijka nie dostała!
MASTER KOTTON: Cóż to za żmijka?
PEER: Wąż katuszy,
Tej, co nam każe, trując życie,
Oddać się sprawie całkowicie!

(pije znowu)

A kto chce szczęście znaglić k’sobie,
Kto chce odwagę mieć działania,
Ten niechaj uznać się nie wzbrania
Jednej li sztuki: w każdej dobie
Powinien z całą żyć swobodą,
Łamać przeszkodę za przeszkodą
Według swej woli — o tej prostej
Pamiętać prawdzie, że obrończy
Bój na dniu jednym się nie kończy,
I że za sobą trzeba mosty
Mieć niespalone — o zasadach,
Które mnie przez ten żywot podły
Jakoś do celu zawsze wiodły.
Mam je w spuściźnie po pradziadach.