Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Księdzowa przynosi ci kawę,
Zaprasza na ciastka, na miód.
AASA: Mój Pietrze, czy tam się spotkamy?
PEER: Spotykać się będziem codzień.
AASA: W rozkoszne zawozisz mnie bramy —
Poganiaj! Coś zwolnił nasz leń!
PEER: (trzaska biczem)
W cwał, w cwał, mój rumaku!
AASA: Ach, Pietrze,
Czy nie błądzimy tu? Mów!
PEER: (j. w.) Nie! Droga szeroka!
AASA: Na wietrze
Od jazdy tej brak mi już tchów!
PEER: Za chwilę wypoczniesz! W przeźroczy
Już widzę wspaniały ten gmach!
AASA: Przymykam spokojnie swe oczy,
Odbiegły mnie trwoga i strach!
PEER: W cwał siwy! Już zamek jaśnieje —
A cóż to za przepych, za cześć!
Otwórzcie się, złote wierzeje,
Peer Gynt chce swą matkę tu wieść!
Hej, panie ty Pietrze, mój święty,
A rusz mi się z miejsca, a rusz!
Tu nanic wszelakie wykręty,
Bo gdzież jest godniejsza śród dusz?!
Ty o mnie się nie troszcz! Gdy trzeba,
Ja mogę zawrócić od bram!
A jeśli mnie przyjmiesz w swe nieba,
I owszem — na dziękach się znam!
Przeróżnie się żyło, cny panie,
Głupstw więcej nie zrobi i czart!
I matkę-m za wieczne gdakanie
Połajał — — ot, tylem jest wart!
Lecz wy ją szanujcie! To złota,