Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KAPITAN: Ława!
Baczność!... Odbij!
STARSZY MAJTEK: O, już poszedł na dno!
PEER: Trawa
Nie porośnie nad tem!
STARSZY MAJTEK: Jeśli to żonaci,
O trzy ciepłe wdówki świat się dziś zbogaci.

(burza się wzmaga)

PEER: (idzie ku tyłowi okrętu)
Jużci, świętą wiarę człowiek precz wygania;
Niema chrześcijaństwa według przykazania —
Modlą się, lub żadnych nie mówią pacierzy,
Każdy, jak ma chętkę, wierzy lub nie wierzy
Nikogo nie trwoży ona wszechmoc zbożna,
A z nią w taką burzę żartować nie można!
A niechże się strzegą te podłe bydlęta,
Bo walkę ze słoniem każdy popamięta:
Więc go nie wyzywać, zuchwałe psie płody!
Ja jestem niewinny, mam na to dowody:
Nigdy ja ofiarnych nie skąpiłem groszy;
Lecz z tego dziś żadnych nie zaznam rozkoszy!...
Powiada przysłowie: „Śpi człowiek spokojnie,
Jeśli z swem sumieniem nie zostaje w wojnie.”
Dobrze to na lądzie, lecz tutaj na statku
W ten mrok i w tę burzę?... Tutaj, miły bratku,
Narówni z kozłami zginie też i jagnię...
Na morzu, choć nie wiem, jak człowiek się nagnie,
Sobą on nie będzie! Razem z przyjacioły,
Złymi czy dobrymi, los ma niewesoły!
Przyjdzie na sternika czas, lub na kucharza,
To i ty się żegnaj! — Tutaj się nie zważa,
Że jesteś czem innem... Grają innym basy,
To i tobie grają... Prawda, po wsze czasy