Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czyliż to być może?... Słyszałem zamłodu,
Że wola przenosi góry!... Czyż i konia? — —
Głupstwo!... Lecz fakt faktem!... Hejże w cwał! Przez błonia!
Ab esse ad posse któżby się rozwodził?!

(wkłada szaty wschodnie na swoje ubranie i ogląda się od stóp do głów)

Sir Peter — Turczynem jakby się urodził!
Któżby przepowiedział wczoraj takie dziwy
Na dziś!... Spiesz się, spiesz się, mój rumaku siwy!

(wskakuje na siodło)

Złociste strzemiona!... Wszystko dobrze będzie!
Hej, poznać wielmożów po złocistym rzędzie!

(pędzi galopem w stronę pustyni)
Samotny namiot naczelnika arabskiego na oazie.
PEER GYNT w stroju wschodnim leży na wielkiej sofie, pije kawę i pali długą fajkę. ANITRA i CHÓR DZIEWCZĄT tańczą przed nim i śpiewają.

CHÓR DZIEWCZĄT: Prorok k’nam się jawi!
Prorok i władca, wszechrzeczy świadomy,
Ku nam, ku nam dziś się jawi,
Przebywszy piasku ogromy!
Prorok, wszelakiej mądrości łakomy,
Poprzez piaski k’nam się jawi,
Wkracza dzisiaj w nasze domy!
Niech fletnia i bęben go sławi!
Prorok, prorok k’nam się jawi!
ANITRA: Koń pod nim rży, bielszy od mleka,
Co w raju rozlewa się falą!
Klęknijcie! Niech wargi go chwalą,
Gwiaździstookiego niech wielbią człowieka!