Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Heine - Atta Troll.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przebiegł prawie do połowy
Niebios, zwykłą swoją drogą,
Gdym ja jeszcze leżał w sianie,
Śniąc o widmach i niedźwiedziach,
Śmiésznie z sobą pomięszanych,
Jak dziwaczne arabeski.
O południu się zbudziłem.
Lecz sam tylko byłem w chacie;
Gospodyni i Laskaro
Do dnia wyszli już na łowy.
W izbie mops się gruby został
I przed ogniem przy kominie
Na dwóch łapach stał nad garnkiem
I drewnianą łyżkę trzymał.
Mops ten znał kuchenną sztukę;
Gdy zakipiał w garnku wrzątek,
Szybko mięszał go i łyżką
Szumowiny zbiérał wzdęte.
Cóż to? czy-m ja sam pod czarem?
Czy mi jeszcze gorączkowo
Głowa krąży? Ledwo wierzę
Własnym uszom! Mops ten gada!
Tak! On gada! Chociaż jego
Akcent jest akcentem szwabskim.
Jakby w myślach zatopiony,
Jakby senny, tak przemawia: —
„O! nieszczęsny ja poeta!
Na obczyźnie służyć muszę,
Służyć jako mops mizerny
I pilnować garnków wiédźmy.
Co za hańba! W naszych czasach
Czarownice! Jak tragiczna