Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domość odrębności naszego ciała i umysłu, opiera się na bardzo kruchych podstawach, że w istocie gubimy się ciągle — we śnie i w czuwaniu, w miłości i omdleniu“ (str. 83).
Furtek jest wiele i korcą one rozmaitymi perspektywami. Musiałaby się poza nimi złamać racjonalna struktura języka. „Więc wszystkie gramatyki są po to tylko, by mydlić nam oczy w szlachetnym zresztą celu podporządkowania chaosu? Jestem tu i jestem tam, jestem chłopcem, który przyklęka nad budową gmachów, będących w mojej wyobraźni, jestem uczniem siódmej czy ósmej klasy gimnazjalnej, uczącym się w pokoju, z którego okiem widać zieloną studnię, jestem w tylu postaciach i miejscach, że nie ma mnie naprawdę nigdzie i nigdy“ (str. 119).
Jastrun utrzymuje się w granicach racjonalności wcale nie z troski o prawdę: „Nagle zrozumiałem, że moja władza poznawcza, moja zdolność orientacyjna jest mocno zawodna, że powinienem iść na ślepo, zaufawszy jedynie instynktowi, biec jak koń w ciemności, niewolnik wozu, prowadzący wóz do miejsca i celu drogi“ (str. 131). Prawda jest bliska nieprawdy, tak jak wszystkie antynomie stworzone przez ludzki umysł: „Ten dom trwalszy niż wszystko, co się w nim wydarzyło lub nie wydarzyło, mocniejszy od zdrady i wojny, trwa dalej, aby mi udowodnić murowaną prawdę, że to, co przeżyłem, nie różni się od tego, czego nigdy nie zaznałem, że mogę do obrazów pamięci, chwiejnych i niepewnych, dodać inne i te mogą być równie prawdziwe i równie kłamliwe jak te, które pamięć podaje za rzeczywistość minioną“ (str. 126).
Jeśli mimo wszystko Jastrun ani razu nie przekracza granic zracjonalizowanego języka, wynika to przede wszystkim z samej formy wypowiedzi pisarskiej, z formy filozoficznego eseju. Wyobrażam sobie,