Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

archanielskiej zrastające się kości, na nowo oblekające się w ciała, wychodzące z lochów grobowych, spod posadzek kościołów, z iłu i popiołu, gdziekolwiek zaorane, zmiażdżone, starte na proszek, od wieków spoczywały albo krążyły w powietrzu, w wodzie, w związkach chemicznych, wstające na Sąd Ostateczny, mają świadczyć o jedności wszystkiego, co w nas samych było rozproszone, chwiejne, nie dokończone, mają przekonać nas, że byt nasz nie był złudzeniem, mimo że był ustawicznym ruchem, przenoszącym w nas i poza nami cząstki materii z miejsca na miejsce, rwącym bezustannie ciąg naszego myślenia i odczuwania, poddającym nas tysiącu śmierci jeszcze przed ostateczną, która zabiera nam obraz świata gasząc nasze zmysły; jest w tej wizji niezgłębiona wiara w realność naszej osobowości, przekonanie, że jest ona odpowiedzialna za wszystko, co zdarzyło się jej przeżyć, albowiem nic nie ginie, nie rozpływa się w bezkształtnej mgławicy, ale właśnie sprawa rzeczywistego istnienia osobowości, owej duszy, którą wywyższa się człowiek nad zwierzęta, owej cząstki Boga, co została mu łaskawie udzielona przez niego, tak zazdrośnie strzegącego tajemnicy, jest chyba najbardziej problematyczna“ (str. 228-229).
Jastrunowska „Genezis z Ducha“ (ta analogia nasuwa się z nieprzepartą siłą) nie prezentuje treści duchowych człowieka, jest prawie wyłącznie zracjonalizowanym komentarzem do tych treści. Treści te są w niewielkim stopniu natury racjonalnej. Jastrun dociera raz po raz do ostatecznych granic kompetencji języka zracjonalizowanego, granic tych jednakże nie przekracza. Sygnalizuje coraz to nowe punkty, w których chęć przekroczenia tych granic jest, żeby tak rzec, racjonalnie usprawiedliwiona. „Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasza egzystencja, czyli świa-