Strona:Helena Staś - Perła.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pół chorą z tęsknoty za mo im światem przywieziono mnie na miejsce. Tu, czekało na mnie mnóstwo zabawek, których nikt oprócz mnie nie dotykał — byłam wyłączną ich właścicielką, więc powoli i o koralikach potro sze zapomniałam. Miałam cały rząd prawdziwych gęsi, śliczną białą owieczkę z dzwoneczkiem na szyi, malutki gołębnik z gołębiami, dwie — wyraźnie dwie lal ki z prawdziwemi włosami, pajaca czerwonego, który pociągnięty za sznurek skakał pociesznie, piecyk do gotowania, naczynia kuchenne, całą zastawę do stołu, jednem słowem bogactwa, które pięcioletnią wyobraźnią łatwo do siebie przynęcić mogły. Wzię łam się też tak szczerze do mojego nowego gospodarstwa, żem nawet odjazdu Matki nie zauważyła.
Odtąd, każdy dzień wnosił w mą pamięć coś wyraźniejszego. Ciągłe nowe zabawki przykuwały do siebie, każąc zapomnieć przeszłość, a jednak — pamiętam dobrze — tęskniłam bardzo za zabawą w koraliki u nóg drogiej Matki. Alboż moje uciechy zmartwienia i wrażenia rozumiał kto tak jak Ona?
Zaczęłam się też uczyć. W taki sposób przeszły dwa lata, zacie rając po troszę rodzinnego domu wspomnienie. Naraz, nawiedziła mnie choroba w postaci szkarlatyny i jakiejś jeszcze dru giej również niebezpiecznej choroby. — Pamiętam zaczęło się pod wieczór bólem głowy i wymiotami i odtąd niewiem już co się ze mną działo.
Ponieważ dni moje były policzone, posłano przeto po Matkę rozstawione konie (najszybsza podróż w ówczesnym czasie).
Nie wiem jak długo leżałam bezprzytomna, nie wiem kiedy Matka przybyła. — Pamiętam tylko, że raptem obudziłam się jak rano po zwykłym śnie, a widząc pochylonego nad sobą Wuja, którego bordzo kochałam, ob jąwszy go rękoma za szyję — powiedziałam mu jak zwykle “dzień dobry”. Może przy tym ruchu dojrzałam niewyraźnie Ma tkę i to wywołało następne rojenie, może ją wyczułam — ja nie wiem. Ale wiem, że dziwne roje nie to było tem dziwniejsze, że sprawdziło się co do joty.
Z ramion Wuja opadłam na poduszki i oto mrok jakiś zaczął mnie otaczać; powoli, w ciemności tej, wyłoniła się murawa, na której ongi się bawiłam, a na niej ujrzałam Hankę w takiej pozie jak w dzień naszego gniewu o zaginioną perłę. Wtem, Hanka uśmiechnęła się dziwnie,