Strona:Helena Staś - Marya i Marta.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MARYA I MARTA.

przez Helenę Staś.

Było pod wieczór. Słońce ostatni brzask roztaczało na niebie, odbijając złotym blaskiem na ziemi.
Taki właśnie oodbłysk zachodzącego światła padł silniej na małą dolinę — jakby w niej dłużej dzień zatrzymać chciał.
Cisza i spokój zlewa się razem z ostatniemi promieniami słońca, nadając całej okolicy wyraz oczekiwania.
Przypuszczenie to, potwierdzo gromadka starszych mężów, którzy gosty kulując, rozmawiają żywo między sobą, zwracając przytem co chwilę wzrok ku przejściu doliny.
Zaś w okienku niskiej chatki przyczepionej do wychylającego się z doliny podgórza, ukazuje się co chwila blada twarz młodej dziewczyny, rzucając również niespokojny wzrok po całym obszarze doliny.
Wiedziała już od kilku dni, że był w tej okolicy, — słyszała o sławie jaką z dniem każdym zyskiwał, była świadkiem rozmowy starszych radnych, którzy zdumiewali się nad jego mądrością i dziewczęca jej dusza, która dotąd nie wybiegła po za dolinę, po za pracę domowego zacisza, po za granicę nakreśloną w ówczesnym czasie ko biecie, zatrzepotała się nagle jak ptak więziony w klatce do czegoś nieznanego...
Więc jest jakieś życie ponad to co ją otaczało?
Są jakieś inne prawa nad te, którym otaczający ją świat podlegał?...
A Ten co niesie te prawa — tę odmianę życia — któż On?...
Któż On — Ten o którym mówią na górach i dolinach. Ten, o którym rozgłos doszedł ich chaty i zbudził w duszy nieznane dotąd pragnienia...
Mówili starsi, że dziś miał przejść dolinę.
Od rana już z bijącem sercem śle tęskny wzrok w dal... Wieczór się zbliża, cicha dolina kąpie się w ostatnim blasku słońca, a Jego nie widać.
Zadumane dziewczę stoi nieruchome z wytężonym wzrokiem ku szczytom pagórków. Wtem, drgnęła... Oczy na brały wyrazu rozrzewnienia a usta okrzykiem zachwytu rozwarły się...
Z najbliższego nagórka, spuszczała się w dolinę postać, która przy blasku zachodzącego słońca zdało się, że raczej płynie aniżeli stąpa. Coś nieziemskiego było w całej postaci, to też dziewczyna przywarła do niej spra gnioną duszą i — czy idący odczuł to pragnienie, czy też przedtem miał zamiar odpocząć w tej chacie, bo wprost do niej skierował swe kroki.
Maryo! — do nas idzie! — ozwał się radośnie z drugiej izby głos starszej kobiety, która krzątając się około kuchni, raz po raz także rzucała wzrok przez okno.
Trzeba Go przyjąć! — ozwał się tenże sam głos po chwili, — chodź siostro, pomóż mi przygotować wieczerzę.
Ale Marya zatopiona w zbliżającej się posotaci, na wezwanie siostry ani się ruszyła. A gdy za chwilę w otocze niu starszych, którzy pragnęli Go słyszeć — wszedł w domostwo, przybliżyła się nieco gdy już byli zasiedli, osunęła się sama nieznacznie i w pół siedząc wpół klęcząc — napawała swą duszę Jego mową.
Świat nowy roztoczył się przed nią.
On mówił o zbliżającym się królestwie niebieskim... o równości i miłości jakie tego królestwa będą udziałem...
Zasłuchała i wpatrzyła się Marya w nowy obraz jestestwa ludzkiego, jaki młody rabi kreślił w wyobraźniach słu chających.
A gdy starsza siostra stanęła w drzwiach i z wymówką powiedziała: — Panie, nie dbasz, że siostra moja mnie samą zostawiła abym posługiwała? — Rzeczże jej aby pomogła.